Hana Yori Dango to klasyk japońskiego romansu. Główna bohaterka ma trociny zamiast mózgu i najlepiej płacze się jej na środku ulicy, główny bohater jest niewyobrażalnie bogaty i na tyle przystojny (?), że nie może się odgonić od tabunu piszczących z zachwytu dziewcząt. Teraz jeszcze trzeba tylko wrzucić do garnka jego najlepszego przyjaciela, który jest drugim pretendentem do serca ukochanej, zazdrosną dziewczynę, snującą intrygi i sprzeciwiającą się temu związkowi rodzicielkę, dodać szczyptę bijatyk i przeciwności losu, pomieszać porządnie łyżką i voila, mamy idealne shoujo na talerzu.
Typ : serial
Ilość odcinków: 9
Czas trwania: 46 min
Gatunek: komedia romantyczna, szkoła
Rok: 2005
Kraj: Japonia
Reżyseria: Yasuharu Ishii, Osamu Katayama, Daisuke Yamamuro
Scenariusz: Yoko Kamio
Obsada: Inoue Mao, Matsuda Shouta, Oguri Shun, Matsumoto Jun,
Abe Tsuyoshi, Satou Megumi i inni.Nareszcie nadszedł ten piękny czas, kiedy i ja zebrałam się porządnie w kupkę, usiadłam przed komputerem i obejrzałam pierwszy sezon Hana Yori Dango .
Makino Tsukushi ( Inueo Mao) pochodzi z niezbyt zamożnej rodziny. Mimo to, na prośbę rodziców postanawia uczęszczać do liceum Eitoku Garden- prestiżowej szkoły dla dzieciaków najbogatszej elity. Dziewczyna planuje w spokoju ukończyć edukację, nie rzucając się nikomu w oczy. Los chciał jednak, że któregoś dnia, aby uchronić swoją koleżankę, Sakurako ( Satou Megumi), sprzeciwia się Doumyoujiemu ( Jun Matsumoto)- przywódcy F4, czyli czwórki najbogatszych chłopaków, rządzących w szkole. Przez to otrzymuje czerwoną kartkę- od tej pory wszyscy uczniowie mogą się nad nią znęcać do woli, póki nie zmuszą jej do odejścia. Jednak rezolutnej Makino ani w myśl, żeby się poddawać, dzięki czemu zwraca na siebie uwagę najspokojniejszego członka F4- Hanazawy Ruiego ( Oguri Shun), który postanawia jej pomóc, przez co Tsukushi zakochuje się w nim. Ale również jej główny oprawca, Doumyouji zaczyna coś do niej czuć.
O ile z początku miałam nadzieję co do Makino, jej postać szybko przekształciła się w to, czego obawiałam się najbardziej. Z dziewczyny z tupecikiem szybko przekształca się w słodkie, niewinne dziewczę, które samo nie wie czego chce, wiecznie niezdecydowane, ot co. Wodzi maślanymi oczkami za jednym i drugim, a swoją niepewność co do uczuć, uzupełnia monologami i ciągłymi westchnieniami. Owszem, czasem zdarza się jej mieć przebłyski dawnego charakteru, jednak z czasem to jest coraz rzadsze. Na szczęście Doumyouji zboczył nieco ze ścieżki stereotypowego księcia na białym koniu. Nie słodzi słodkimi słówkami, nie jest nie wiadomo jakim bystrzakiem, gdy już spływa na niego „blask miłości- dzięki Bogu!- nie zmienia się w rozgotowaną kluskę, dalej pozostaje tym samym w gorącej wodzie kąpanym, Tsukasą. Zaś idealnym chłopakiem w tym przypadku jest jego najlepszy przyjaciel- Rui. Inteligentny, utalentowany, dobroduszny i przez to nudny jak flaki z olejem i niesmaczny. Nishikado Soujirou (Matsuda Shouta) i Mimasaka Akira (Abe Tsuyoshi), czyli druga połowa F4, tak naprawdę tylko są, tworząc efektowne tło dla pozostałej trójki. Czarnym charakterem niewątpliwie jest matka Tsukasy, pani Doumyouji Kaede (Kaga Mariko), trzymająca cały rodzinny interes w swoich rękach i która nijak nie widzi Makino, jako dziewczyny swojego syna, a co dopiero mówić o jakichkolwiek poważniejszych zamiarach między nimi. I to do niej głównie należy napędzanie całej machiny wszelkich przeciwności losu, któremu czoła zmuszeni będą stawić bohaterowie.
Jak na romans przystało, całość nie mogłaby być pozbawiona taniej ckliwości. Kiedy Makino zostaje porwana, Doumyouji zamiast wsiąść w samochód, jak zrobiłby to normalny człowiek, biegnie przez całe Tokio, by uratować swoją ukochaną. Oczywiście, Tsukushi nic nie ucierpiała, bo oprawca zamiast zabrać się od razu do pracy, musi się uwewnętrznić przed swoją ofiarą i pośmiać złowieszczym śmiechem. Albo moment, kiedy Tsukasa odlatuje, a Makino biegnie po pasie startowym, oczywiście zostaje zauważona, przez co Doumyouji oczywiście zatrzymuje samolot, by zmachana Tsukushi mogła się rzucić w jego ramiona. Tego typu scen jest naprawdę sporo, ale jakby nie patrzeć, takie coś gości praktycznie w każdym romansie.
Różnica majątkowa pomiędzy bohaterami jest trochę groteskowa. Skoro rodzice Makino są na tyle biedni, że na obiad jedzą skórkę kurczaka, a jedna butelka sake musi starczyć jej ojcu na co najmniej dziesięć dni, śmieszne nieco jest to, że muszą aż tak strasznie przyciskać pasa, żeby ich córka mogła skończyć najdroższą szkołę w mieście, którą reszta uczniów traktuje dość obojętnie, skoro majątek i tak zapewni im świetlaną przyszłość. Sam Doumyouji zaś ma dom wielkości osiedla i na tyle pieniędzy, że wydaje je bez większego zastanowienia, sam jego pokój jest chyba sporo większy niż całe mieszkanie Makino. W dramie przeważa nie tylko romans, ale również i komedia. Głównym przedstawicielem śmiesznych sytuacji jest Doumyouji i jego słaby japoński, przez co robi głupie błędy nawet w najłatwiejszych zdaniach, co prowadzi do śmiesznych dialogów. Również rodzinka Makino ma dużo takich swoich momentów, które wywołują uśmiech na twarzy.
Podkład muzyczny nie jest zbytnio rozbudowany, tak naprawdę skłania się tylko do dwóch piosenek. Jedną z nich jest utwór Wish, wykonywana przez zespół Arashi, która została użyta jako opening. Drugą zaś jest spokojna ballada, Planetarium autorstwa Ai Otsuki, przewijająca się zazwyczaj pod koniec każdego odcinka.
Obsada to w większości przypadków nazwiska dobrze mi znane, chociaż niektórych miałam okazję widzieć w akcji po raz pierwszy. Ja osobiście nie jestem fanką Juna Matsumoto(Boku Wa Imouto Ni Koi o Suru, Tokyo Tower), jego fenomen przeszedł mi gdzieś bokiem i ogólnie nie uważam go za wybitnego aktora, jak co poniektórzy, ale tutaj zagrał całkiem poprawnie, przez co teraz patrzę na niego troszkę łaskawiej. Kolejnymi dobrze znanymi mi twarzami był oczywiście Shun Oguri ( Tokyo Dogs), czy wcielająca się w siostrę Tsukasy, Matsushima Nanako ( Great Teacher Onizuka). Inue Mao również trzymała poziom i chociaż jej postać była irytująca, dało się ją oglądać.
Nie mam zamiaru piać z zachwytu, jednak pomimo pewnych wad, Hana Yori Dango jest dobrą dramą, którą ogląda z przyjemnością, ja jednak nigdy nie będę do końca usatysfakcjonowana, bo po prostu nie jestem miłośniczką typowych romansów. Myślę, że nie muszę specjalnie zachęcać do oglądania, bo kto miał to widzieć, to już dawno widział, zaś dla dopiero zaczynających swoją przygodę z azjatyckim kinem, jest to pozycja obowiązkowa. Bo jakby nie patrzeć, jest to już kultowa historia, która ogarnęła całą Azję i doczekała się sporej ilości adaptacji.
Moja ocena: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz