Typ: serial
Ilość odcinków: 10
Czas trwania: 50 minut
Gatunek: przygodowy, fantasty
Rok: 2011
Kraj: Japonia
Reżyseria: Shunsuke Kariyama, Noriyoshi Sakuma
Scenariusz: Masafumi Nishida
Obsada: Kazuya Kamenashi, Anne Watanabe,
Fuku Suzuki, Kazuki Kitamura i inni.
Bem [Kazuya Kamenashi], Bera [Anne Watanabe] i Bero [Fuku Suzuki] nie są ani ludźmi ani zwierzętami- tak naprawdę, nikt [łącznie z nimi] nie wie, czym tak naprawdę są. Pomimo potwornego wyglądu, mają dobre usposobienie i w miarę swoich możliwości starają się pomagać ludziom- wierzą, że to pomoże, aby pewnego dnia również nimi się stali. Jak na razie jedynie udaje im się przyjmować w miarę ludzką postać, jednak pod wpływem emocji wracają do swojej pierwotnej postaci. Jedynymi poszlakami w poznaniu prawdy jakie mają w posiadaniu to laska i stary wycinek z gazety. Przypadkowo, na swej drodze spotykają detektywa Natsume[ Kazuki Kitamura], który postanawia im pomóc, a jednocześnie rozwiązać sprawę pewnego wypadku sprzed pięciu lat. Całą sprawę komplikuje tajemniczy mężczyzna, który za pomocą zielonej mazi, budzi w ludziach ich głęboko skrywane zło.
Drama ma dość popularny ostatnio charakter epizodyczny, tudzież w każdym odcinku inna sprawa i inne postaci drugoplanowe. Z tym, że Youkai Ningen Bem z pewnością nie może się poszczycić rozbudowaną specyfiką postaci i wszystko wydaje się być zrobione na jedno kopyto i to nie takie ładne kopyto. W zasadzie praktycznie każdy z nich jest jakimś tam potencjalnie dobrym człowiekiem, któremu w przeszłości stała się mniejsza lub większa krzywda. A kiedy spotykają na swej drodze pana, który ma ręce pełne zielonej mazi, automatycznie stają się źli i tym samym chcą ukarać konkretną osobę lub grupę, która się do ich nieszczęścia przyczyniła. I tak się kręci koło. Na pierwszoplanowe postaci też nie ma co specjalnie liczyć. Bem jest niesamowicie zamknięty w sobie i chodzi z przybitą miną, jakby mu dopiero co kot zdechł, Bero to po prostu słodki dzieciak, Natsume zaś jak do rany przyłóż- największy okaz miłosierdzia, chodzący po tym świecie. Z całej trójki potworów, to jedynie Bera wydaje się wykazywać jakikolwiek dynamizm w rozwoju postaci.
Kto widział choć trochę japońskich produkcji, powinien już wiedzieć, że ich efekty specjalne nie powalają specjalnie na kolana, a razi to zwłaszcza w seriach fantasty, które wprost leżą na podłodze i tupią nogami i rękami ze złości, by tylko doprosić się chociaż troszkę większego dopieszczenia. Przyczyną tego jest po prostu skromny budżet jakim zazwyczaj ekipa dysponuje i albo pozostaje się do tego przyzwyczaić, albo po prostu omijać tego typu produkcje szerokim łukiem. Ja już osobiście jestem na to uodporniona i nie przeszkadza mi nawet to, że potworna strona głównych bohaterów wygląda naprawdę abstrakcyjnie, a zielona maź jakby była namalowana w jakimś tanim programie graficznym. Z początku nawet mnie to trochę śmieszyło, potem nawet przestałam na to zwracać na uwagę. Jedynie co mi się rzuciło w oczy, to fakt, że przy każdej przemianie ich ubrania ulegały zniszczeniu [ i nawet po powrocie do ludzkiej formy mieli je w strzępach], to zmianie sceny znowu mieli je na sobie, jak gdyby niby nic. No, chyba, że mieli pełną szafę takich samych ubrań? Podobnie jak to, że nikt specjalnie nie zwrócił uwagi na to, że ich stroje są- delikatnie mówiąc- trochę specyficzne. Rozumiem, że Japończycy są przyzwyczajeni na swój sposób do pewnego rodzaju dziwactw, ale czy w tamtym kraju naprawdę nikogo nie dziwi kobieta, która chodzi w sukni coś a’la Ania z Zielonego Wzgórza? Albo facet w skórzanych spodniach i siwych włosach? Nie wiem, może jest to na siłę szukanie dziury tam gdzie jej nie ma, jednak moja uwaga ciągle się na tym skupiała. Jeśli chodzi o soundtrack to nie ma się co spodziewać czegoś wyjątkowego, bo nie przyłożono się do niego jakoś specjalnie. Opening przypominający na kształt coś w stylu amerykańskich komiksów jest nawet ciekawie wykonany, ale piosenka śpiewana przez odtwórców głównych ról już za to z nóg nie powala. Oprócz jakiegoś brzdękolenia, pojawia się utwór BIRTH, zespołu KAT-TUN, pełniący funkcję endingu.
Przyznam, że kiedy po raz pierwszy przeczytałam o tej dramie, to wcale nie zamierzałam jej oglądać, bo to raczej nie moje klimaty. Później kiedy jednak dowiedziałam się, że główną rolę gra Kazuya Kamenashi pomyślałam sobie „a może jednak?” i pomimo mało zachęcającego opisu, zabrałam się za pierwszy odcinek. Nie, żebym była jakąś wielką fanką Kame- ba, nawet jeszcze nie miałam okazji widzieć go na ekranie, dlatego po Youkai Ningen Bem sięgnęłam, żeby się w końcu z jego grą aktorską zapoznać. Ogólnie na obsadę nie mogę narzekać, ale trochę przerażała mnie jego ciągle posępna mina [ na razie jestem w stanie zrozumieć, że to po prostu taka specyfika postaci], podobnie jak przykrótkie spodnie i różowe skarpetki, które zmuszony był nosić Kazuki Kitamura. Dodać mogę jeszcze również, że Fuku Suzuki jest naprawdę słodki i poradził sobie dużo lepiej od niektórych starszych kolegów, ale to ostatnio przywara większości młodych aktorów. I jak to przypada na tego typu dramy, przewija się mnóstwo aktorów drugoplanowych, m.in. Tetsushi Tanaka [ Bloody Monday] czy Takumi Saito [ Boys Love].
Może i Youkai Ningen Bem podejmuje ważne kwestie egzystencjonalne, takie jak życie ludzkie i szukanie jego sensu, sprawy przemijania i śmierci, ale takie wkoło Macieju sprawia, że każdy odcinek po piętnastu minutach zaczyna się robić po prostu nudny, bo i tak wiadomo, co zaraz się wydarzy. Główny wątek też jakoś niespecjalnie mnie zainteresował, a zakończenie kompletnie zirytowało i dało do zrozumienia, że czas poświęcony na tą serię był czasem straconym. Raczej nie polecam, chyba że jedynie fankom Kame, które są w stanie obejrzeć nawet największy chłam, by jedynie popatrzeć się na swojego ulubieńca. Do reszty- jeśli chcecie zmarnować czas, lepiej marnujcie go na coś innego.
Moja ocena: 5+/10
ZWIASTUN:
Taaa, ja tę dramę razem z Kaibutsu-kunem i Yuusha Yoshihiko to Maou no Shiro wrzucam do wora tych, których nigdy nie obejrzę. Nie mój typ.
OdpowiedzUsuńJa nawet nie słyszałam o tych dramach, więc spojrzałam z ciekawości na nie na dramawiki i już same plakaty mnie odstraszyły. Zwłaszcza nie sięgnę po to Kaibutsu-kun, bo po samym plakacie widzę, że to jest coś pokroju Youkai Ningen Bem.
UsuńOj, chyba niespecjalnie opłaca się to obejrzeć... No nic, bądź co bądź i tak nie mam za bardzo czasu na oglądanie... Dzięki za powiadomienie :)
OdpowiedzUsuńAya
Jak się mało czasu, to raczej nie warto. Ja w sumie nie żałuję jakoś specjalnie,że to obejrzałam, ale jednak lepiej poświęcić te resztki wolnego czasu na coś innego.
UsuńWidziałam parę minut jednego odcinka anime, które leciało na Hyperze i wybitnie mi się nie podobało. Nie wiem, kto wpadł na pomysł, żeby zrobić live-action...
OdpowiedzUsuńJa też próbowałam obejrzeć anime, ale na samych próbach się skończyło. Nie dobrnęłam nawet do końca pierwszego odcinka.
UsuńA jak się okazuje, drama miała całkiem porządną oglądalność, ale pewnie dlatego, że grał tam Kamenashi.
Cóż, ja za filmami w takim guście niezbyt przepadam, ale mimo tego obejrzę. Może głównie z powodu nieziemskiego japońskiego aktora, do którego wzdycha (biją bębny, a na scenę wchodzi Kazuya Kamenashi, "oblany" złotym promieniem :)
OdpowiedzUsuńJa też obejrzałam to tylko i wyłącznie dla niego. Gdy przeczytałam wpierw opis, to nawet mi przez myśl nie przeszło, by to oglądać, ale jak się dowiedziałam, że gra tam Kame, to sobie pomyślałam "czemu nie".
UsuńZerknęłam na obrazki i myśl, która brzmiała w mojej głowie to: "co do jasnej cholery..." ale przeczytam recenzję, może coś się zmieni. XD
OdpowiedzUsuń~*~
Wiesz co? Mnie efekty w japońskich produkcjach bardziej śmieszą, szczególnie jak wplatają różne, przedziwne animacje rodem z anime. Chociaż nie powiem, czasem pasują do filmu, czy też dramy.
Wszystko zależy od gustu.
Tutaj fabuła zbytnio nie leży w moim. x____o
~*~
Nie, nie. Podaruję to sobie. XD
shiroi-kokoro.
Mnie początkowo też sam plakat zniechęcił, opis wcale nie zainteresował, ale że gra tam Kame to obejrzałam. Ale mimo to, nie polecam tej serii, bo zbyt udana to ona nie była.
UsuńJa też już się przyzwyczaiłam do efektów specjalnych i bardziej mnie one śmieszą niż denerwują, ale niektórym to przeszkadza.
Ja obejrzałam tą dramę i szczerze powiedziawszy nie była dla mnie ani nudna, czy także płytka. Co do Kame to w lepszej roli go nie mogłam ujrzeć. Widziałam z nim prawie wszystkie (mówię prawie, bo została mi jeszcze jedna drama z jego udziałem) produkcje i śmiało stwierdzam, że w rolę Bema wcielił się doskonale. Moim zdaniem w '1 Pound no Fukuin' przebił samego Yamapiego w Nobucie (ale to tak na marginesie xD). Wszyscy yokai byli różni od siebie i to było widać, a pomimo mieli wspólny cel ;p.
OdpowiedzUsuńCzego mogę się czepiać to jedynie zakończenia. Było ono faktycznie dziwnie i takie... czy ja wiem, jak to określić? No i te formy potworów, jak i mazi. Ale całość ogółem zaliczam na plusa :P.
Na koniec dodam tylko tyle, że wcale nie uważam zmarnowanego czasu na tej dramie xD Ale wiadomo, każdy ma swój gust i o tym nie powinno się dyskutować. ^^.
Kaoru
Dokładnie^^ Każdemu się podoba co innego [ a ja akurat mam jakoś dziwnie inny gust od nich, zawsze jak się wszystkim coś podoba to mi nie i na odwrótxD].
UsuńA no widzisz, to ty już ekspertka jesteś od dram/filmów z Kame. Ja na razie widziałam tylko Youkai Ningen Bem i nie mam zbytnio porównania, ale wierzę w jego umiejętności aktorskie. Teraz przede mną Nobuta i mam nadzieję, że się nie zawiodę.
No mnie się ostatni odcinek ani trochę nie podobał. W sumie to takie bez sensu było, że tak łatwo zrezygnowali z tego, o czym zawsze marzyli i dążyli do tego przez te dziewięć odcinków.
Nobuta to moja ulubiona drama, więc... :D Od niej zaczęłam lubić Kame.
UsuńCzyli wychodzi na to, że warto to obejrzeć. Muszę się koniecznie za to zabrać.
UsuńJa już go lubięxD
Myślę że niewiele jest mnie wstanie zdziwić jeśli chodzi o Japonię. Mam jednak na oku tyle ciekawych dram, że nie wiem czy chce tracić czas akurat na tą. Nawet jeśli Everyle by tego nie zrecenzowała, to chyba już sam opis fabuły lekko by mnie zniechęcił. Ale może nie mam racji i niektórzy znajdą coś dla siebie.
OdpowiedzUsuńJa się nie skuszę.
Mnie już też. Widziałam już produkcje, które po prostu przechodzą ludzkie pojęcie i wyobraźnię, więc już chyba naprawdę zakręcona fabuła nie jest w stanie mnie zaskoczyć.
UsuńCóż, są gusta i guściki, są osoby, którym się ta drama podoba;)
Już same screeny skutecznie mnie odstraszyły od obejrzenia tej dramy. Ale Kame wygląda ładnie ^^ Tak ogółem to nie wiem czemu Japończycy wypuszczają takie dramy. Przez to nie traktuję tytułów z tego kraju poważnie,jeśli wychodzą takie dziwolągi. Czasami lepiej jeśli pewne rzeczy nie wychodzą poza bycie anime. Co do Twojego zdziwienia na widok ich ubiorów to uwierz mi, Japończycy potrafią włożyć na siebie dosłownie wszystko. Jakiś czas temu interesowałam się japońską modą uliczną i suknia zakoszona Ani z Zielonego Wzgórza to jest nic,przy tym co niektórzy tam noszą na co dzień.
OdpowiedzUsuńO tak, Kame w tych siwawych włosach wygląda naprawdę dobrzexD
UsuńJa też się nad tym zastanawiam i dziwi mnie to, że na dodatek one mają taką wysoką oglądalność. Przyznam ci rację, że niektóre rzeczy powinny zostać tylko i wyłącznie w anime, ale cóż poradzić. Najlepiej to po prostu omijać tego typu produkcje;)
Miałam okazję widzieć parę specyficznych japońskich stylów ubierania, ale w sumie dalej mnie to dziwi^^ Może mam zbyt mocno w sobie zakorzenioną polską mentalność odnoście strojów i większości ich strojów w życiu bym na siebie nie założyła.
Skoro przed tobą teraz Nobuta to dobrze trafiłaś. To była moja pierwsza produkcja z Kame, ale rola Yamapiego przyćmiła jego postać i to chyba dość wyraźnie widać. Ale to nic :P. Myślę, że Nobuta ci się spodoba :P. Ja na Kame zwróciłam uwagę w Gokusenie 2 dopiero (moja druga drama z nim) i także ci polecam ją gorąco. Jeszcze Jin tam gra, więc...:D
OdpowiedzUsuńA co do ubiorów Japończyków to także mnie już nic a nic nie zdziwi xD. Japonia jest po prostu, że tak to ujmę 'cudem na kiju' xD Tam wszystko jest możliwe, tak więc... :D może za to ją kocham, że jest taka inna od innych krajów ;p.
Kaoru
Mam nadzieję^^ W sumie nie będę tego oglądać tak od zaraz, bo to z koleżanką, a na razie oglądamy co innego [ a że szkoła, to mamy tylko weekendy na oglądanie]. Ale że chciała coś zobaczyć z Yamapim [ bo to jeden z nielicznych aktorów, którego kojarzy], to zaproponowałam jej Nobutę.
UsuńZa Gokusen to ja się chcę wziąć w końcu, ale od pierwszego sezonu. Ale czy mi się uda przebrnąć przez wszystko to mam pojęcia, bo z tego co słyszałam, to wszystkie sezony na jedno kopyto są zrobione.
Dokładnie. Oni się mogą ubierać jak chcą i nikogo to nie dziwi [ a u nas w Polsce to zaraz by zgnębili za takie coś]. To mi się podoba.
Jeszcze nie miałam okazji, by obejrzeć tę dramę, ale ze względu na Kame na pewno się z nią zapoznam :D
OdpowiedzUsuńJa w sumie też obejrzałam to tylko i wyłącznie dla niego.
UsuńPrzyznam, że prezentuje się dość dramatycznie, ale w negatywnym tego słowa znaczeniu. Co prawda wybrałaś ciekawe kadry, ale nie skuszę się. :)
OdpowiedzUsuńNie ma czego żałować, jak się nie obejrzy. Lepiej stracić czas na coś innego.
UsuńTo ja wolę nie tracić czasu i oglądać coś, co nie będzie jego stratą. :) U mnie nowa notka. :)
UsuńPo obejrzeniu miliona horrorów jestem bardzo przewrażliwiona na "krew z keczupu" i inne tego typu pseudo efekty specjalne. Całość skojarzyła mi się z Power Rangers, serią przewidywalną - każdy odcinek kończył się tak samo. Po dramę na pewno nie sięgnę.
OdpowiedzUsuńU mnie nowy post, zapraszam ^^
Ja w sumie jestem do tego przyzwyczajona. W azjatyckich produkcjach słabe efekty specjalne są po prostu nieuniknione. Chociaż zdarzają się miłe wyjątki;)
UsuńZapraszam na http://tokyo-dome.blog.onet.pl/, gdzie ukazała się nowa notka ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Kame, ale jeśli drama jest chłamem to obejrzę co najwyżej szczątkowo (momenty gdzie on jest). :D
OdpowiedzUsuńEeeeeeeeee… ok., to jest dziwne. Jakoś nie pociągają mnie te klimaty więc prawdopodobieństwo, że to obejrzę jest naprawdę znikome. Aktorów znam pobieżnie z pojedynczych dram więc też jakoś szczególnie mnie nie zachęca do obejrzenia.
OdpowiedzUsuń