poniedziałek, 6 lutego 2012

Pride

 On to ekscentryczny hokeista, uwielbiany przez kobiety. Swoje związki uznaje za zwykłą grę i już na początku odsłania wszystkie karty, uprzedzając swe partnerki,  żeby na nic specjalnego nie liczyły. Ona to kobieta niczym z opowieści Jane Austen, która wiernie jak pies czeka na swojego narzeczonego. Któregoś dnia, ta dwójka zaczyna grać w grę, której główna zasada brzmi- nie wolno się zakochać.


Typ: serial
Ilość odcinków: 11
Czas trwania: 50 min
Gatunek: dramat, romans, sport
Rok: 2004
Kraj: Japonia
Reżyseria: Hideki Hirai, Kensaku Sawada
Scenariusz: Shinji Nojima
Obsada: Takuya Kimura, Yuko Takeuchi, Koichi Sato,
Kenji Sakaguchi, Somegoro Ichikawa, Ryuta Sato i inni.
Halu Satonaka (Takuya Kimura) - hokeista grający w drużynie Blue Scorpions, uwielbiany bardzo przez żeńską część widowni. Jednak on wszystkie swoje związki uważa za zwykłą grę i nawet mu w myśl nie idzie, żeby się mocniej angażować. Aki Murase ( Yuko Takeuchi)- zwykła pracownica firmy, do której należy drużyna Niebieskich Skorpionów. Jej narzeczony- architekt ponad dwa lata temu wyjechał do Ameryki i słuch po nim zaginął. Mimo to, ona wciąż wiernie czeka na niego co niedzielę na moście, który zaprojektował. Przypadkiem ta dwójka się spotyka i wkrótce po tym, Halu składa jej propozycję, aby dołączyła do jego gry. On w czasie nieobecności narzeczonego Aki będzie towarzyszył jej, by pomóc zwalczyć jej samotność, ona w zamian wspierać go będzie na meczach. Główną zasadą gry jest to, że ich „związek” nie ma się opierać na żadnych, głębszych uczuciach, co jednak może być trudne, kiedy tyle przebywa się we swoim towarzystwie. A sprawa jeszcze bardziej się komplikuje, gdy pewnego dnia, z USA wraca narzeczony Aki…
Jedną z zalet dramy jest niewątpliwie dobre poprowadzenie postaci, szczególnie drugoplanowych. Rzadko się zdarza, żeby miały na ekranie o te kilka minut więcej. A jak się okazuje, biorąc Pride jako przykład, da się jednocześnie rozsądnie pociągnąć wątek głównych bohaterów, jak i postaci drugoplanowych i nikt nie jest specjalnie poszkodowany, a tylko wychodzi na zdrowie całości, bo nie cierpi się na przesyt daną postacią. Halu Satonaka na pozór może się wydawać gburem, ale tak naprawdę jest wrażliwym gościem, którego matka porzuciła w dzieciństwie i teraz boi się zaufać kobietom, żeby znowu nie zostać porzuconym. Choć wydaje się mieć wszystko głęboko w poważaniu, naprawdę dba o swoich przyjaciół i pomaga im jak może, na swój własny sposób. Mojemu poczuciu estetyki przeszkadzało jedynie to, że cały czas- w tych koszulach w kratkę, powyciąganych dresach i potarganych włosach- wyglądał jak żul spod sklepu. Aki, chociaż ciągle nazywana kobietą z „innej epoki” to raczej typowa japońska pracownica biura jakich pełno wśród głównych bohaterek- spokojna i zrównoważona, w której w głowie żadne ekscesy, podobnie jak Youko Anzai [ Yuriko Ishida], wdowa po zmarłym trenerze drużyny Blue Scorpions. Uśmiech na twarzy wywołują koledzy Halu z drużyny: Tomo [Somegoro Ichikawa]- bogacz, któremu pieniądze niespecjalnie przynoszą szczęście; Makoto [Ryuta Sato]-niezdara, stanowiąca maskotkę drużyny i Yamato [Kenji Sakaguchi], - najlepszy przyjaciel Halu jeszcze z czasów liceum. Jednak na szczęście ich rola nie ogranicza się jedynie do brania udziału w komediowych sytuacjach, wątek każdego z nich jest naprawdę starannie poprowadzony. 
Myślę, że każdy, kto chociaż minimalnie interesuje się azjatyckim kinem, słyszał o Takuyi Kimurze, a jeśli nie, to szybko powinien nadrabiać zaległości, bo jakby nie patrzeć, to jedna z ikon japońskiej pop-kultury. Cóż, w tym przypadku moja ocena jest czysto subiektywna, bo go lubię bardzo i patrzenie na niego sprawia mi nie małą radochę, przez co jego wszystkie wady jakoś mi umykają. Ale przyznać trzeba, że aktorem jest naprawdę dobrym i nic dziwnego, że dramy z jego udziałem biją rekordy oglądalności ( chociaż niektórzy zarzucają mu, że jego gra jest dość schematyczna, ale cóż poradzić, jak grywa głównie w romansach). Yuko Takeuchi też nie mam nic specjalnego do zarzucenia. Chemia między tą dwójką była, a co najważniejsze- porządnie się pocałowali! Jeśli więc ktoś oczekuje romantycznych scen, na pewno się nie zawiedzie. Reszta nazwisk jest mi dobrze znanych, ale na ekranie miałam jeszcze okazję wcześniej jedynie oglądać Yuriko Ishidę, która znów była cicha i niemrawa, jak wcześniej w Strawberry on the Shortcake.  Ryuta Sato ma niestety ten syndrom wykrzywiania swojej twarzy we wszelkie możliwe strony, ale jestem skłonna to przeboleć, bo jako Mako naprawdę był zabawny i nawet jego przerysowana mimika specjalnie mi nie przeszkadzała. Aktorów pozostaje jeszcze podziwiać za to, że potrafili tak dobrze jeździć na łyżwach, w końcu to nie jest to zbyt łatwa sztuka.
Dla mnie zaś prawdziwą wisienką na torcie jest soundtrack. Naprawdę uwielbiam zespół Queen i mogę ich słuchać dniami i nocami. Piosenka przewodnia I was born to love you brzmiała tak, jakby to drama była pisana specjalnie pod nią. Oprócz tego, pojawiło się mnóstwo innych znanych piosenek tego zespołu, jak m. In. „Too much love kill you”, „We will rock you”, „We are the champions”, czy „Bohemian Rhapsody”. Te piosenki stanowią naprawdę ładne tło i przyjemnie się tego słucha. 
Recenzja w sumie taka nijaka, bo patrząc prawdzie w oczy, nie mam co specjalnie zarzucać Pride- może jedynie to, że akcja w ostatnim odcinku niemożliwie przygalopowała. Najwyraźniej chciano wcisnąć w ten epizod jak najwięcej i ostatecznie wyszło tak na łapu capu. Ale generalnie, patrząc na całość, można powiedzieć, że Pride jest dobrą dramą, która pozwala mi wierzyć, że i romans może być ciekawą rzeczą do oglądania, zwłaszcza, kiedy ma taką doborową obsadę. Dramę mogę polecić osobom, które przepadają za seriami sportowymi- jakby nie patrzeć, na pierwszy plan wysuwa się tutaj hokej, chociaż w odpowiedniej dozie, żeby zbyt szybko się nie przejadło i nie zirytowało. Może i drużynie Blue Scorpions zwycięstwa przychodzą od pstryknięcia palcami, ale w sumie nie o to w tym chodzi. Ale również i osobom, którym podobało się chociażby Buzzer Beat- na upartego można je uznać za podobne sobie dramy.
Moja ocena: 8+/10

12 komentarzy:

  1. Wiesz co? Nawet mi się spodobało. Mimo że wątek z tym mostem jest oklepany jak nie wiem co, ale uwielbiam ekscentrycznych i nieco chłodnych głównych bohaterów (choć ci i tak blado wypadają na tle bohatera z mojego dzieciństwa: Squalla z Final Fantasy VIII).

    Bardzo ładna grafika, ale romanowska czcionka troszkę denerwuje. :) Wiesz, jest taka... popularna. To jednak moje subiektywne odczucie.

    Świetna recenzja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie nowa notka. :)

      Usuń
    2. Dziękuje. Mnie właśnie ta czcionka jakoś tak najbardziej odpowiada, pomimo tego, że jest taka nudna i praktycznie na każdej stronie.

      A dramę polecam, naprawdę warto obejrzeć.

      Usuń
  2. Czytałam o tej dramie. Po Twojej recenzji dopisuje w takim razie do listy "chce to zobaczyć". A jeśli się porządnie pocałowali, to tym bardziej ;)

    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam naprawdę. To jest jedna z tych lepszych dram, które jednak powinno się zobaczyć.

      Usuń
  3. No, no :P Widzę, że kolejna drama fajna szykuję się do oglądnięcia. Zapowiada się naprawdę bardzo ciekawie i jeżeli jest ona podobna do Bazzer beata to tym lepiej ( w sensie, że wiem czego mogę się spodziewać po dramie). No cóż... dzięki za recenzję i o te kilka słów na jej temat, bo widzę, że jest warta uwagi ;).

    Kaoru

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam naprawdę;) Mogę nawet powiedzieć, że jest ciut lepsza, niż Buzzer Beat. Pride to taka trochę bardziej dojrzalsza pozycja.

      Usuń
  4. Pride długo było w moich ulubionych dramach, póki nie przerzuciłam się na koreańskie. Nie wiem jak to jest, ale Kimutaku niezwykle pociąga, mimo że kiedy spojrzę na niego tak z dystansu, to wydaje mi się starym dziadem. Pierwszy raz widziałam z nim Mr. Brain, do Pride przekonały mnie doskonałe recenzje, Tsuki no Koibito obejrzałam w momencie premiery i się rozczarowałam. Podobno ludzie polecają jeszcze mocno Long Vacation i Love Generation, ale ja nie mam cierpliwości do starych dram w kiepskiej jakości. A po Pride stałam się jeszcze miłośniczką Taekuchi Yuuko...

    OdpowiedzUsuń
  5. No bo on stary dziad już jestxD[ chociaż i tak jest dobrze zapuszkowany i na swój wiek nie wyglądaxD]. Ja to w sumie z jego kreacji aktorskich, to widziałam jedynie Pride, jednak na dniach chcę się brać za Mr. Brain.
    Ano takich starych dram, to naprawdę nie użyczysz w internecie z dobrą jakością, ja jednak na szczęście jeszcze jestem w stanie to przeżyć [ chociaż nie ma to, jak oglądać odcinki w HD], więc być może i za te dramy się zabiorę w wolnej chwili.

    OdpowiedzUsuń
  6. Trzeba obejrzeć^^

    Nowa notka na mai-to-yume.blog.onet.pl


    < 3

    OdpowiedzUsuń
  7. Powiem szczerze, że tą recenzją zachęciłaś mnie do obejrzenia dramy. Jak znajdą tylko chwilkę od razu za nią się zabieram. Mam tylko pytanie, kto jest tłumaczem? Mam na myśli np. baka, lizard@deep itp. Bd wdzięczna za odpowiedź :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeśli miałabym oceniać tą dramę wyłącznie na tle japońskich dram to spokojnie dałabym jej 10/10. Bo jest tu charyzmatyczny,główny bohater,romans (żadnych wall-kissów co ważne ;]) , ciekawe postacie drugoplanowe i historia,która nie nuży do samego końca. W żadnej innej dramie Kimura Takuya nie podobał mi się tak bardzo jak w tej. No i muzyka^^ I was born to love you już zawsze będzie mi się kojarzyło z hokejem.

    OdpowiedzUsuń