Tym razem nie recenzja, a chwila refleksji i podsumowania tego, co do tej pory wykonałam, oraz chęć spróbowania rozszerzenia swojej blogowej działalności. Krócej i prościej mówiąc, muszę sobie gdzieś pomarudzić, a wy [nie] jesteście zmuszeni to czytać.
Pomiędzy wściekaniem się na Onet, że nie chce dodawać moich postów, wściekaniem się na tinypic, że nie chce linkować mi obrazków, wściekaniem się na programy graficzne, że się zawieszają i ponownym wściekaniu się na Onet, za całokształt i dla odmiany,cieszeniem się, że już mam ferie, olśniło mnie, że mój blog już ma coś ponad pół roku. Do tej pory napisałam trzydzieści trzy recenzje, z czego dwadzieścia osiem doczekało się publikacji [ reszta na razie spoczywa na dysku]. Dla mnie to jest to osiągnięcie prawie jak zdobycie medalu na olimpiadzie, bo przez swój słomiany zapał moje blogi wytrzymują zwykle, hmh... z miesiąc?[ zwłaszcza doskonale wiedzą o tym ludzie, którzy próbowali czytać moje opowiadania, które zaczynają i kończą się prologiem]
Ale żeby tak wesoło nie było, to powiem, że już nie raz i nie dwa razy niosłam się z tym, żeby rzucić tego bloga, dać sobie spokój z tym wszystkim, zwłaszcza, że Onet ostatnio robi sobie żarty, które wcale nie są śmieszne [ albo to ja mam inne poczucie humoru,Panie Onet], potem jednak słusznie stwierdziłam, że będzie mi tego brakować,więc nie ma co cyrków z opuszczaniem bloga robić, skoro i tak za kilka dni mam tu wrócić z powrotem. Potem z kolei, kiedy Onet zdenerwował mnie tak, że prawie zaczęłam chodzić po suficie, bo nie chciał współpracować wtedy, kiedy mi na tym najbardziej zależało i chciałam się wynieść na inny serwis. Tyle, że najwyraźniej takie portale jak wordpress czy blogspot albo są napisane po chińsku, albo to ja jestem jakaś niekumana jestem i się połapać na nich nie mogę. I tak wielki plan przeniesienia się byle-gdzie-tylko-jak-najdalej-od-onetu spalił na panewce.
Jak tak patrzę tak pół roku wstecz, kiedy jeszcze nie miałam zielonego pojęcia, czym jest drama, a każdy Japończyk/ Chińczyk/ Koreańczyk wyglądał dla mnie tak samo, to zastanawiam się,jak ja mogłam wcześniej funkcjonować bez tego wszystkiego, skoro dzisiaj wszystkie moje zainteresowania skłaniają ku temu, wzrastając już niemalże do rangi obsesji [ aktualnie uchodzę wśród znajomych, za osobę, która ma świra na punkcie „chińskich dziewczyn”, ale nauczyli się to tolerować- nawet to, że potrafię im maglować o tym 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu] Ale co zrobić,kiedy azjatycki światek show biznesowy jest bardziej pokręcony i emocjonujący niż największy roller coaster? Moje zainteresowania już dawno wyszły z ramki oglądania dram/filmów; teraz nie ma dnia, bymnie wyszukiwała jakiś artykułów/informacji na temat znanych osobowości czy innych aspektów tamtejszego show-biznesu, a im bardziej zagłębiam się w daną sprawę, tym bardziej nachodzi mnie chęć, by się gdzieś dzielić zdobytymi informacjami z ludźmi.
Przez długi czas niosłam się z chęcią założenia osobnego bloga, odwiedził mnie jednak zdrowy rozsądek,poinformował, że z takim nadmiarem nauki za cholerę nie dam rady utrzymać przy życiu dwóch blogów, skoro ledwo starcza mi czasu na jednego. Pomysł powędrował więc na półkę. Potem jednak zapaliła mi się nad głową żaróweczka, że również dobrze mogę swoje dziwne pomysły realizować tutaj, skoro mają być one ściśle powiązane z show-biznesem [ w końcu filmy również się na to składają].
Mówiąc show-biznes nie mam na myśli, zrobienia z bideo punktu informacji w stylu „ten i ten był tam, a ten zjadł na śniadanie to”. Chodzi mi bardziej o analizy,felietony i wnioski wyciągnięte z artykułów, które tak masowo aktualnie czytam,czy ostatecznie jakieś tłumaczenia. I myślę, że skoro to wszystko wciąż będzie oscylować wokół dram/filmów [ o muzyce nie specjalnie pisać będę, bo ani się na tym nie znam, ani zbytnio nie kocham- mam tylko swoje ulubione, pojedyncze utwory,bez żadnego fanatyzmu], to nie będzie zbytnio wybiegać poza główne założenia bloga. Bideo i tak przede wszystkim zostanie blogiem z recenzjami i one dalej będą wiodły prym na tym blogu, inne teksty będą tylko takim ubarwieniem, pojawiającym się raz na jakiś czas, [ gdzieś 1-2 razy na miesiąc przy dobrych wiatrach, bo przy moim tempie stworzenie czegoś pseudointelektualnego tekstu trochę trwa] kiedy tylko wpadnie mi w oko jakiś interesujący temat.
Na koniec moich wywodów chcę podziękować wszystkim, którzy przez te ponad pół roku czytali moje recenzje i je komentowali. Mam nadzieję, że wytrwamy te kolejne pół roku!
Ganbatte!
[ te animacyjki w poście to taki mój mały świr, który musicie mi wybaczyć^^]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz