czwartek, 19 stycznia 2012

Aoi Haru

Czy  młodość jest tylko czasem jednej, wielkiej beztroski, bezgranicznych marzeń i nadziei, otwartych na wszystkie strony perspektyw? Nic bardziej mylnego. Młodość to również okres ciągłej walki i zagubienia, braku pomysłów na przyszłość i perspektywy na lepsze jutro. Aoi Haru to brutalnie szczery obraz o uczniach pewnej szkoły, której daleko do stereotypowej,  idealnej, japońskiej, zdyscyplinowanej placówki oświaty.


Typ: Film
Czas trwania: 97 min.
Gatunek: Dramat, szkoła
Kraj: Japonia
Rok: 2001
Reżyseria: Toyoda Toshiaki,
Scenariusz: Toyoda Toshiaki
Obsada: Ryuuhei Matsuda, Hirofumi Arai, Eita, Sousuke Takaoka,
Yuuta Yamazaki, Shuugo Oshinari.


Męskie liceum Asahi z pewnością nie jest przyjazną szkołą. Jej wygląd to pomazane sprayem korytarze, popsute łazienki i walające się wszędzie śmieci. Uczniowie mają nauczycieli głęboko w poważaniu, nauczyciele „nie zauważą” ekscesów uczniów. Do tego bijatyki i nieustająca walka o dominację.  Ale do zostania nowym „szefem” trzeba spełnić jedną, prostą zasadę. Rządzi ten, kto więcej razy klaśnie na dachu po puszczeniu jego barierki stojąc po zewnętrznej stronie. W ten sposób władzę w szkole przejmuje outsider Kujou (Ryuuhei Matsuda), który za swojego jedynego przyjaciela uznaje Aokiego (Hirofumi Arai).

W filmie tak naprawdę niewiele się dzieje. Nie ma niespodziewanych zwrotów akcji, przejmujących dramatów, bohaterowie nie przechodzą cudownej przemiany pod wpływem miłości, nikt nie choruje na jakąś rzadką chorobę. Nie trzeba też rozwiązać też żadnej zagadki, czy ratować świata przed zagładą. Zamiast tego mamy zwykle życie licealistów, bez zbędnych przerysowań, na ekranie zamkniętych jedynie w obdrapanych ścianach szkoły. Bowiem każdy z bohaterów ma tylko jedną twarz, widujemy ich  tylko poprzez szkolny pryzmat, jakby jakiekolwiek inne życie nie istniało. Nie mają żadnych planów na przyszłość, żadnych marzeń, pasji- tak naprawdę przychodzą do swojej placówki dla samego bycia.  Owszem, często zadają sobie pytanie: "Co dalej? Praca czy uniwersytet?", ale w takim kontekście, jakby wcale ich to nie interesowało, nie podejmą żadnych prób, by coś zmienić, a jak to bywa często, nauczyciele też zdają się nie widzieć żadnych problemów, bojąc się wszelkich interwencji.

 Bezwarunkowo dużą zaletą jest szczere ukazanie powszechnego już niestety zjawiska przemocy w szkole. Nie jest to jednak historia o zwykłym mordobiciu, czy wkładaniu głowy do klozetu; owszem bywają brutalne bijatyki, ale nie są one przedstawione bezpośrednio, raczej zwykle widz dostrzega dopiero końcowy efekt. Za to dogłębnie jest tutaj pokazana wieczna walka o bycie kimś w tym brutalnym świecie, w tym przypadku  przy pomocy użycia takich półśrodków jak pięści czy kije bejsbolowe.
Dodatkowej agresji dodają użyte jako pokład utwory japońskiego zespołu, Thee Michelle Gun Elephant-  których rockowe  a można i nawet powiedzieć, że wchodzące w punkowe brzmienie, sprawiają, że niektóre sceny stają się jeszcze bardziej dosadnie w odbiorze.

Z pewnością nie można tutaj zobaczyć przystojnych, wymuskanych chłopców, czy wszędobylskich idoli, mamy za to zaś grupkę młodych ludzi, którzy swoją grą aktorską niczym nie uwłaczają starszym kolegom. Ryuuhei Matsuda, którego do tej pory widziałam w raczej mało istotnej roli w Nanie, tutaj ma pewny swojego rodzaju magnetyzm, który sprawia, że wystarczy go postawić go przed kamerą,  a on dopełnia całość, tworzy swoją postać całym sobą i nie trzeba żadnych zbędnych dopowiedzi. Może nie jest jakimś wybitnym aktorem, ale tutaj poradził sobie nad wyraz dobrze. Jeszcze lepsze wrażenie robi debiutujący wówczas Hirofumi Arai, który nadał swojemu bohaterowi tyle realizmu, przez co jego postać wydaje się być  najbardziej tragiczna z wszystkich. Moją uwagę przykuł jeszcze Sousuke Takaoka, wcielający się w rolę Yuukiego- chłopaka, który zirytowany ciągłymi pytaniami o przyszłość, zadźgał swojego kolegę Ootę (Yuuta Yamazaki) w szkolnej ubikacji, by sobie ulżyć.

To jest jeden z tych filmów, który trzeba zobaczyć, nawet jeśli się nie jest specjalnych fanem tego gatunku. Chociaż podobne rzeczy mogły by się i dziać w Polsce, to mimo wszystko całość pozwala spojrzeć na kraj Kwitnącej Wiśni z całkiem innej perspektywy.. Aoi Haru to nic innego, jak dobry i przejmujący dramat, o niespokojnej i, wydawałoby się, spisanej na straty młodzieży, okraszony świetnymi zdjęciami, rażącymi swoim realizmem. Zaś końcowa scena naprawdę wbija się w pamięć i po tym wszystkim można się jedynie pytać, czy to naprawdę musiało się tak skończyć.
Moja ocena:9/10
ZWIASTUN:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz